tomaszmiler.com

Dlaczego często noszę rozpięty płaszcz Polo Coat?

rozpięty polo coat

Zapraszam Was dzisiaj na drugie już spotkanie z moim Polo Coat. Do jego uszycia pretekstem był wyjazd na Pitti Uomo, ale tak naprawdę zawsze chciałem ten płaszcz mieć i dzisiaj noszę z wielką przyjemnością. Polo Coat to jeden z najbardziej klasycznych płaszczy męskich. Jeśli nie znasz jeszcze jego historii, prawidłowego kroju oraz ikon klasycznej męskiej elegancji, które go nosiły, zachęcam do przeczytania mojego artykułu na temat tego płaszcza tutaj.

Jeszcze kilka dni temu na zewnątrz nie panowała temperatura -10C, a ja skrzętnie wykorzystałem to, żeby nosić mój polo coat z wełny wielbłąda dokładnie tak jak lubię – rozpięty. Ponieważ rozpięta dwurzędówka daje wrażenie pewnej tkaninowej „obfitości” czy nadmiaru tkaniny, w sposób całkowicie spontaniczny i nieplanowany wyszła nam z tego oversizeowa sesja rodem z lat 90. Wiecie, co mam na myśli? Bo jeśli nie wiecie, to pozwólcie, że odwołam się do klasyki polskiej kinematografii 🙂

A tak zupełnie poważnie, to rozpięty polo coat to żadna nowość. Bohaterem najsławniejszego zdjęcia tego płaszcza noszonego właśnie w taki sposób jest Noel Coward, który jednocześnie wygląda w nim w sposób absolutnie oszałamiający i według mnie niezrównany.

Odniesień do oversizeowego, rozpiętego Polo Coat w klasycznej elegancji jest oczywiście o wiele więcej i co ciekawe odnoszą się one zarówno do czasów współczesnych, jak i bardziej odległych.

Napiszę zupełnie szczerze, że noszenie go w ten sposób sprawia mi naprawdę dużą przyjemność. Lubię, kiedy zwieje wiatr a poły mojego klasycznego, dwurzędowego płaszcza wydymają się niczym żagle na wietrze 😉 Choć nie ma w tym żadnego dopasowania, za którym wszyscy dzisiaj się uganiają, to nadmiar tkaniny w ruchu tworzy bardzo dynamiczne linie, które cieszą moje oczy, choć być może przyjemność ta płynie z nieco innych obszarów elegancji, niż było to dotychczas. Ubrania nie muszą zawsze smakować tak samo. Wiedza zdobyta raz, w jednym momencie historii, nie musi być ostateczna i może ewoluować. Tak się właśnie czuję, kiedy noszę to polo 😀 A dlaczego go nie zapinam? To proste! Rzadko pokonuję dystans dłuższy niż 100 metrów piechotą. Realia są takie, że idę zwykle z garażu do biura lub z przystanku tramwajowego do biura. I to by było na tyle, jeśli chodzi o używanie płaszcza w mieście.

A żeby podkreślić atmosferę lat 90 w tej sesji, wstawiam jeszcze zdjęcie przy kantorze, bo w tamtych czasach dolar był ważną walutą. Nie wiem tylko, co tu robi euro przed rokiem 2002? 😉

Dorzucę jeszcze, że zdarza mi się także zapinać polo coat na jeden guzik (bez zapinania guzika wewnętrznego). Wygląda to trochę jak bażanci zabieg zwracający uwagę, ale na krótkich dystansach jest po prostu wygodne, a ja nigdy nie zapominam o tym, że to ubrania służą mi, a nie odwrotnie.

Dodam też, że tkaninowo to naprawdę przyjemny w noszeniu zestaw. Płaszcz to czysta wełna wielbłądzie (niestety bardzo delikatna), garnitur PoW to gruba zimowa flanela, a szal to czysta wełna Escorial. W takiej kombinacji tkaninowej zima nie jest mi straszna 😀

BTW polo coat z dużymi wyłogami daje także sporo możliwości manewrowania klapami i kołnierzem, z których też czasem korzystam.

Do zobaczenia moi drodzy! Widzimy się już w przyszłym tygodniu przy okazji publikacji ostatniego wpisu z serii #MGOP. A potem nastąpią duże blogowe zmiany 😀

Exit mobile version