Back to home
Ubrania

Dwurzędówka w kratę Prince of Wales

Kiedy mówię „Jestem tłumaczem”, wszyscy pytają: „Przysięgłym?”. Kiedy zaprzeczam, widzę szczery zawód.  Na szczęście zawód ten znika już po chwili kiedy dodaję „…konferencyjnym”. Mówiąc prościej, siedzę w tej budce (choć sam nazywam ją kabiną tłumaczeniową) za audytorium, słucham po polsku, a mówię po angielsku, lub odwrotnie. I tak ciągle 😉 Jak zapewne się domyślacie, jest to praca, w której nosi się krawat 😉

Z boku tłumaczenie konferencyjne jest pociągające! Podróże, ciekawi ludzie, poważne obrady i potężne konferencje. Wszystko to zarezerwowane jest jednak wyłącznie dla tych, którzy oprócz wiedzy i umiejętności językowo-komunikacyjnych, potrafią trzymać nerwy na wodzy (i często język za zębami). Nie da się ukryć, że to stresujący zawód i osoby, które nie potrafią poradzić sobie z nim emocjonalnie, nie powinny w ogóle zbliżać się do kabiny tłumaczeniowej.

Moja przygoda z tłumaczeniami zaczęła się w STiJO UAM. Wymieniam tę szkołę ponieważ tam też zaczęła się moja przygoda z elegancją. Otóż dyrektor tej placówki – dr Witold Skowroński – swoim niezwykłym i przemyślanym w każdym detalu stylem, uzmysłowił mi, że wizerunek ma kolosalne znaczenie w pracy tłumacza. Później dał mi numer telefonu do mojego pierwszego krawca … i tak wszystko się zaczęło!

Chciałbym dzisiaj pokazać Wam przykład zestawu, który założyłbym do pracy podczas konferencji. Na początku muszę jednak dodać, że tłumaczenie symultaniczne zawsze wykonuje się w zespole składającym się z dwóch osób. Moją konKABINĄ 😉 jest Agnieszka (jak widzicie tłumacze robią różne rzeczy po godzinach), która po jakimś czasie siedzenia ze mną w biurze dniami (i często nocami) również połknęła bakcyla elegancji i zaczęła szyć na miarę pod moim okiem.

Garnitur

Historia mojego dzisiejszego garnituru jest niesamowita! Otóż mój tata otrzymał go w prezencie od znajomego Holendra. Znajomy ten najwyraźniej myśli, że w Polsce żyją niedźwiedzie polarne i cały czas trwa stan wojenny ponieważ nieustannie, raz do roku, przysyła tacie „dary”, które najczęściej … no cóż, nie przydają się. Jednak gdy zobaczyłem tę dwurzędówkę, postanowiłem przymierzyć ją dla picu. Garnitur był w opłakanym stanie, ale po wstępnych oględzinach dostrzegłem, że gdyby poświęcić mu trochę serca, mógłby wyglądać tak jak wygląda dzisiaj na zdjęciach! Postanowiłem zacząć działać!

Rewitalizacja garnituru

Plan rewitalizacji nie był prosty i zajął mi kilka tygodni. Najpierw oddałem garnitur do pralni chemicznej. Kiedy wrócił z radością zauważyłem, że delikatna (około 220 g/mb) włoska tkanina odmłodniała, jest czystsza i nie rozpadła się na kawałki czego trochę się obawiałem. Garnitury RTW (choć to jedyny jaki mam), które są na mnie dobre w ramionach, z reguły są uszyte na kogoś wyższego niż ja dlatego natychmiast oddałem spodnie do skrócenia Zbigniewowi Radlickiemu. Poprosiłem też o dodanie mankietów, których wcześniej nie było.

Największym problemem związanym ze spodniami była dziura o wymiarach około 5×5 mm na udzie z przodu. Konieczna była naprawa spodni, która okazała się możliwe dzięki resztkom materiału zachowanym przez krawca po skracaniu spodni. Po krótkim „badaniu rynku” okazało się, że większość firm oferujących usługę artystycznego cerowania i tak wysyła swoje zlecenia do pracowni Pawlikowski w Łodzi. Zadzwoniłem tam zatem i dokładnie opisałem jak należy naprawić moje spodnie. Muszę powiedzieć, ze zakład wykonał swoje zadanie wspaniale odtwarzając manualnie zarówno splot jak i wzór (!) tkaniny. Widzicie dziurę?

Kiedy wiedziałem już, ze spodnie można nosić, postanowiłem, zabrać się za marynarkę. Wymieniłem w niej wszystko co można oprócz podszewki. Zmienione zostały guziki, w marynarce pojawiły się nowe, ręcznie robione obszycia dziurek, a także nowe powiększone butonierki. Marynarka została także wytaliowana. Muszę przyznać, że efekt przerósł moje oczekiwania ponieważ garnitur, który odebrałem od krawca wyglądał z zewnątrz praktycznie jak nowy!

Zestaw

Czytelnicy, którzy wnikliwie śledzą mój rozwój przypominają sobie pewnie, że jest to garnitur,w którym wystąpiłem jakiś czas temu w polsatowskich informacjach kiedy to oznajmiliśmy światu powstanie stowarzyszenia But w Butonierce. Wtedy wybrałem bardzo prosty zestaw z kontrastującym krawatem. Od tego czasu nosiłem takie zestawy setki razy i zdążyłem się nimi znudzić. Są łatwe do zestawienia, banalne do odtworzenia i oczywiste. Oczywiście nie oznacza to, że jest w nich coś złego, ale uważam, że skoro już poświęcacie czas na czytanie mojego bloga, jestem Wam winien coś więcej. Dlatego tym razem postanowiłem porwać się na nieco głębszą wodę i spróbować zestawu bardziej stonowanego, w któremu charakteru nadaje gra wzorów i subtelny kontrast kolorów. Jestem bardzo zadowolony z efektu. Świetnie sprawdził się tutaj jasnozielony krawat Kaiser z Gentleman’s Choice w drobną kratkę. Zestaw pozwala mi pełnić rolę tłumacza, który przecież jest tłem. Jeśli byliście kiedyś na moich degustacjach, wiecie, że noszę zwykle bardziej fantazyjne kompozycje. To właśnie od tego są ubrania – żeby podkreślać rolę noszącego i pomagać mu ją pełnić. Są momenty, w których ekstremalnie „dandysowaty” wygląd jest bardo niekorzystny dla wizerunku. Są też takie, w których zasada „orły są szare” nie sprawdza się za dobrze.  Najważniejsze jest to, aby ubrania grało na tą samą bramkę co osoba, która je nosi 😉

Nie pomyl faktów! 

To włoski garnitur RTW, który świetnie wygląda na zdjęciach. Nie da się jednak ukryć, że nie został uszyty dla mnie. Nie chciałbym, doprowadzić nikogo do błędnej konkluzji, że można wyskoczyć sobie do second-handu i kupić ganritur, który jest równie dobry jak garnitur bespoke.  Pokazuję Wam dzisiaj ten garnitur bo stoi za nim ciekawa historia. Warto jednak dodać, że nie jest on wolny od wad. Przede wszystkim mój garnitur ma zdecydowanie zbyt mocno podbite ramiona, które pierwszy właściciel podbił dodatkowo (pewnie w poszukiwaniu prostych ramion). Oprócz tego rozporki z tyłu lekko rozchodzą się ponieważ garnitur nie był dopasowany do moich bioder. Garnitur sprawia mi pewien dyskomfort ponieważ spodnie to biodrówki, których już dawno nie noszę. Przydługa marynarka powinna także kierować wprawnego odbiorcę w stronę lat 90tych. No i w końcu, garnitur wykonany z około 220g wełny definitywnie i ostatecznie potwierdza tezę, że tego typu tkaniny nie są dla krępych mężczyzn. Mogę go nosić zaledwie przez kilka godzin.

Podsumowując, garnitur ten dał mi mnóstwo radości i dobrej zabawy z procesu renowacji, a także atmosfery, którą udało mi się nim wytworzyć podczas tych kilku okazji kiedy go nosiłem. Jeśli jednak chciałbym powiedzieć, że to ubranie luksusowe, skłamałbym.

Backstage

A teraz wybaczcie, zaczyna się konferencja i muszę zamknąć drzwi od kabiny, a Wy musicie być cicho 😉 Od teraz będę komunikować się z Agnieszka wyłącznie jeśli jakaś krytyczna sytuacja absolutnie nas do tego zmusi i będzie to wyłącznie komunikacja niewerbalna 😛



Nowa kolekcja garniturów i marynarek od Miler Menswear jest już dostępna w sklepie internetowym! Kliknij w poniższy baner, aby zobaczyć nowe modele! Kolekcja jesień-zima 2020/2021
Dodał Tomek , 15 lipca 2013
  • 12
Komentarze ( 12 )
  • Jurand
    15 lipca 2013

    Panie Tomaszu jestem Pana czytelnikiem od długiego czasu jednak dopiero teraz decyduję się na pierwszy komentarz. Miesiąc temu sam podobny temat. Obszerna marynarkę(mieszankę lnu i bawełny) przerobiłem na dwurzedowke. Wyczyszczenie, dobranie guzików , nici i dopasowanie do sylwetki sprawiło wiele przyjemności. Chociaż efekt zamierzony nie został osiągnięty i trzeba nad nią jeszcze popracować, doskonale rozumiem Pana odczucia. Myślę, że ta przygoda wzbogaciła moje skromne doświadczenie i o ile finanse pozwolą ułatwi zamówienie pierwszego garnituru bespoke. Warto wspomnieć, że nie dużym kosztem wiele ubrań można przywrócić do żywych i nadać im nowego ducha. Życzyłbym sobie aby jak najwięcej mężczyzn tak właśnie postępowalo.
    Pozdrawiam serdecznie ze słonecznej Hiszpanii.

    P.S
    Tutaj Marynarka z fresco szyta na miarę kosztuje 1000 euro ! Jednak w Polsce jest dużo taniej 🙂 materiału samego nie można kupić 🙁

  • Bondepart
    15 lipca 2013

    Podoba mi się Pana poczucie humoru 🙂 Udany wpis.
    Pozdrawiam!

  • Misza
    16 lipca 2013

    Każdy wpis czyta się bardzo przyjemnie, oby częściej :).

  • Marcus B.
    16 lipca 2013

    I wreszcie dowiedziałem się czym zajmuje się Tomasz Miler zawodowo, prócz picia i szycia 😉

  • mateusz
    17 lipca 2013

    świetne okulary, można wiedzieć co to za marka ?

  • James
    14 września 2013

    Niedyskretne pytanie, co nosisz na przegubie?

  • Marta
    16 września 2013

    Witaj! Jestem pierwszy raz na Twoim blogu i ten wpis bardzo mnie zaciekawił, nie ze względu na garnitur (choć też piękny), ale ze względu na tłumaczenie. Sama studiuję na UAM i chciałabym być tłumaczem konferencyjnym. Twój wpis bardzo mnie zmotywował 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

tomasz-miler
Autor
Mężczyznom, którzy wyglądają dobrze jest w życiu łatwiej więc chcę żebyś tak wyglądał! Oprócz tego, że piszę o tym bloga, prowadzę pracownię krawiecką i tworzę markę klasycznych ubrań RTW produkowanych w Polsce, Niemczech i Włoszech, którą wspierają moi czytelnicy. Pasjonuje się także whisk(e)y o czym piszę na MilerPije.pl.