Istnieją takie elementy życia, które dla prawdziwego mężczyzny są wręcz nieodzowne. Jednym z nich jest samochód, stanowiący wręcz archetyp męskości. Wielu mężczyzn na oślep podąża za następującym tokiem rozumowania: jeśli chcesz być prawdziwym mężczyzną, musisz jeździć wszędzie samochodem, a jeśli dbasz o wizerunek, to najlepiej, żeby ten był możliwie reprezentacyjny. Przez wiele lat również tak postępowałem co w naszej kulturze jest niemal „domyślne”. Było tak do momentu, kiedy zacząłem szukać w życiu rozwiązań praktycznych. I właśnie dlatego ZAWSZE kiedy mogę, samochód zostawiam w garażu i wsiadam na rower.
Około 2 miesiące temu otrzymałem propozycje sesji zdjęciowej na rowerze dla portalu MultiBike.pl. Pomyślałem sobie „Dlaczego nie?” i choć raczej rzadko podejmuję blogowe współprace z markami, poinformowałem przedstawicieli marki, że chętnie to zrobię z tym że nie chcę wynagrodzenia. Chcę … rower z sesji 😀 Postawiłem tylko jeden warunek: chciałbym rower miejski, a nie górski czy sportowy i zależy mi, żeby był w moim ulubionym kolorze: british racing green. Ku mojej radości rower taki znaleźliśmy w sklepie GreenBike.pl 😀 Co ciekawe, jest to maszyna, której wartość rynkowa to około tysiąc złotych, czyli równowartość dwumiesięcznych wydatków na benzynę przy moim trybie użytkowania samochodu (kilka km pomiędzy domem i pracą oraz 3x w tyg. treningi nad jeziorem 20km od Poznania). Oczywiście postanowiłem, że przesiadka na rower nie może być dla mnie ograniczająca w zakresie elegancji i stylu. Zresztą rowerowa elegancja ma naprawdę długie tradycje. Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś o tweed runs, które odbywają się w wielu miastach na całym świecie, a jeden z nich co roku także w moim rodzinnym Poznaniu (i ma nawet swój fanpage tutaj). Oto jak prezentowali się uczestnicy ostatniej edycji…
Postanowiłem zatem, że będę jeździł do pracy rowerem, nie rezygnując z klasycznej elegancji i pozostając wierny swoim ideałom ubraniowym. Jednocześnie zależy mi, żeby nie nawiązywać do stylu retro. Kompletnie nie czuje się retro (chociaż mam kilka garniturów z Harris Tweedu 😉 ). Uwaga jadę!
Przez lata jeździłem do pracy samochodem. Codziennie ja jeden i moja czterooosobowa maszyna o długości 4,8m jechaliśmy razem do biura. Bezrefleksyjnie, bez zwracania uwagi na koszty i środowisko… i bez sensu. Mniej więcej rok temu dotarło do mnie jednak, że moje miejsca zamieszkania i miejsce pracy są doskonale skomunikowane. Przejazd tramwajem do pracy zajmuje mi tyle, co wyjechanie z jednego garażu i wjechanie do drugiego z pominięciem czasu przejazdu. Podróż „door to door” z domu do pracy tramwajem zajmuje mi 10 minut. Samochodem przynajmniej 25, ale często nawet 45 minut i zależy to od natężenia ruchu. Szybko tramwaj stał się dla mnie preferowanym środkiem transportu. Zauważyłem jednak, że w swojej grupie zawodowej, którą uogólniając, określę jako „krawatowiec” … jestem całkowicie osamotniony. Jadę zatem do pracy tramwajem ze studentami, emerytami, ich wnukami, ALE spotkanie się z mężczyzną w wieku 30-50 lat ubranym w garnitur to rzadkość. Sam często czuję, że budzę niewielką sensację, kiedy mój garnitur choć trochę się wychyla (żeby się wychylić w Polsce wystarczy założyć garnitur w kratę lub prążek). W komunikacji miejskiej wielkich metropolii jest zupełnie inaczej – tam jadą nią wszyscy. Z uwagi na praktyczność zacząłem zatem tramwajem podróżować regularnie. Kiedy tylko mogę. Samochodu używam w tej chwili tylko w dni treningowe (dojazd nad jezioro za miasto) lub do spotkań poza Poznaniem. Na spotkanie w mieście dojeżdżam komunikacją miejską lub Uberem.
Przejechałem ostatnio rowerem jeden z mostów nad Wartą w Poznaniu. Most był zakorkowany i stałą na nim niemal nieruchoma nitka samochodów. Naliczyłem ich 41. Wśród wszystkich tych aut było tylko 8 pojazdów, w których siedziała więcej niż jedna osoba (z czego jednym z nich była karetka, a drugim dwaj ochroniarze na patrolu). Kiedy auta przesunęły się może o 30 metrów, ja przejechałem cały most. W centrum miasta jestem:
i ponadto:
a oprócz tego wyłamuję się stereotypom, bo krawaciarz też może jeździć rowerem 😀
Generalnie wychodzę z założenia, że rower nie musi mnie ograniczać ubraniowo. Oczywiście co kraj, to obyczaj i nie uważam, że każdy musi myśleć tak samo. Są osoby, które prawie zemdleją na myśl o tym, że nie boję się, że się spocę… (BTW jadąc przez 10 min rowerem spokojnym tempem, nie pocę się w ogóle). Są też osoby, które w komentarzach zaklną, że nie jadę w kasku (przypominam, że w kasku jechałem na Golden Gate Bridge rowerem tutaj!). I wreszcie są osoby, które napiszą, że leginsy i adidasy i w ogóle wygoda, luz i swoboda. I wszystko to mi nie przeszkadza z tym, że ja mam swoją koncepcję… Mam rower miejski więc:
Dzięki temu mogę spokojnie jeździć w dżinsach, chinosach, koszuli, kamizelce, a kiedy będzie zimniej także marynarce lub garniturze sportowym. W tym wypadku, z uwagi na temperaturę oraz umiarkowane doświadczenie jako rowerzysta miejski (spokojnie, jako dziecko wykręciłem odpowiedni przebieg, żeby dzisiaj jeździć jak trzeba) wybrałem zestaw stonowany: dżinsy, koszula, krawat i kamizelka. Wszystko to prezentuje się według mnie stonowanie, ale także elegancko i dobrze pasuje do roweru. Jestem ciekaw, co myślicie?
Przy okazji tego wpisu założyłem też mój najbardziej casualowy zegarek, jakim jest Zeno, który posiadam już od wielu lat. Spora koperta, czytelny cyferblat, subtarcza z sekundnikiem, błyszcząca luneta i spora koronka. Mój Zeno ma 22mm w uszach i siedzi na brązowym, ręcznie robionym pasku ze skóry roślinnie garbowanej, która według mnie charakterem swojego wykończenia doskonale pasuje do zielonego roweru miejskiego.
Pomyślałem sobie, że skoro mam nowy rower, to dobrze byłoby wymyślić jakiś sposób na transportowanie komputera i innych rzeczy do pracy. I tak w mojej głowie zrodziła się koncepcja rowerowej teczki do zawieszenia na ramę. Teczkę uszyto dla mnie w moim zakładzie kaletniczym – Manufaktura Miler i jest to projekt niekomercyjny – jednorazowy. Ma ona przepiękny mosiężny zamek z Włoch i Harris Tweed w jodełkę zamiast podszewki. W ramach dopasowania teczki do ramy roweru zwiększono nawis klapy, który obejmuje ramę bez problemu i zaprojektowano rączkę, którą można spłaszczyć.
Podsumowując, przesiadka na rower była dla mnie dużą zmianą, którą odbieram niezwykle pozytywnie! Jedyna wada jest taka, że gwałtownie wzrósł mój apetyt na rowerowe gadżety, a w szczególności skórzane siodło w kolorze koniakowym. Do następnego!
Bartek
22 maja 2018Czy w przypadku deszczu rezygnuje Pan z roweru, czy ma swój sposób, żeby dojechać, a nie przemoknąć lub się ubrudzić?
tomek
22 maja 2018Jeśli wiem, że będzie padać na 100% to jadę tramwajem. Jeśli deszcze złapie mnie kiedy wracam, zawijam torbę w reklamówkę i czekam aż trochę przestanie, a potem ile sił w nogach 😉
Michał
22 maja 2018Nie ma nic lepszego, niż rowerek przed pracą! Dotleni, rozrusza organizm..
Mieszkam w Skandynawii i jazda na rowerze jest tutaj czymś calkowicie normalnym dla wszystkich. Czy to deszcz czy słońce ludzie jeżdżą do pracy/szkoły na rowerze.
Mnie osobiscie rower zahartował, kiedy o 4 rano w deszczu musiałem jako student jeszcze do firmy jako sprzatacz jeździć haha 🙂
tomek
23 maja 2018Wstawanie o 4 rano będzie dobrym początkiem „success story” 😀
Przemysław
23 maja 2018Widząc torbę zawieszoną na ramie miałem podobne odczucia jak widząc pierwszy raz w życiu krojony chleb. Genialne! Dlaczego ja tego nie wymyśliłem?
miś gogo
25 maja 2018Często jeżdżę na rowerze w sposób sportowy w sportowym ubraniu, Do pracy mam ok 10km i choć próbowałem spokojnie powoli rowerem to nie widzę możliwości się nie spocić :/ więc nie dla wszystkich ta opcja niestety. W ciepły (nawet nie upalny) dzień spacerować nie mogę w marynarce,żeby się nie zalać po plecach. Jestem zimnolubny i powyżej 17st. jest mi gorąco, co jest okropnie uciążliwe.
Dariush
1 czerwca 2018Super sprawa Ja sam jeździłem przez 2 lata do pracy rowerem Polecam. Jedyna rzecz te dzinsy średnio mi pasuja wygląda naprawde schludnie ale jakby tak oko mówi coś tu nie gra.. ale to tylko moja opinia. Z drugiej strony dzinsy się nie gniotą odporne czyli na rower są w porzadku.
Kuba
1 czerwca 2018Mieszkając w Wielkiej Brytanii jeździłem rowerem do pracy w wybranych do tego ubraniach. Nie sportowych, w miarę zwykłych, ale miałem plecak i w środku ubranie na zmianę.
Po pierwsze jechałem 5km z górką po drodze. Po drugie jeżdżę raczej szybko: te 5 km do pracy jechałem jeszcze spokojniej w 15 min, a do domu gdy już się nie oszczędzałem w 11-12 (trzeba brać poprawkę że to UK i w mieście na tym odcinku nie miałem sygnalizacji świetlnych i jechałem po jezdni a nie po bublach chodnikowych jak w PL). Ale po trzecie i najważniejsze, często padało i nawet gdy nie padało gdy wyjeżdżałem to mogłem dojechać zupełnie przemoczony. Na zmianę miałem więc nie tylko normalne ubranie, ale i bieliznę, a w pracy zapasowe buty.
Teraz znów w PL do pracy jeżdżę ubrany tak jakby mam być ubrany danego dnia. Czasem w marynarce, często w koszuli, często w zwykłej koszulce (ubieram się „normalnie”, poza sytuacjami gdy mam jakieś spotkanie lub wykład), Gdy jest chłodniej ubieram się cieplej, zimą w kurtce. Jedynie szybciej muszę rękawiczki zakładać.
I jeszcze jedna zaletą roweru. Mam dwa (i dwa partnerki) i poza sytuacja gdy niezbędne są błotniki, to mogę dobrać rower do stroju.
Marek
7 czerwca 2018Czy jest szansa żeby „teczka na ramę” z projektu niekomercyjnego stała się projektem komercyjnym i była dostępna w Pana sklepie?
tomek
7 czerwca 2018Raczej nie, zrobiliśmy ją trochę dla zabawy, a skupiamy się na portfelach.
arszek
11 czerwca 2018Ha, Pan wybaczy, Panie Miler, ale po przeczytaniu tego posta śmieję się już z 12 min i śmiać się nie mogę przestać.
Gdzieś się, Panie Miler, uchował, skoro w wieku 35 lat (na oko) odkrywasz, że po mieście można poruszać się na rowerze?
Ja rozumiem, że można być odklejonym od rzeczywistości i udawać, że Poznań AD 2018 to Oxford w 1934 roku, ale na litość boską 🙂 Nawet w Oxfordzie w 1934 głównie poruszano się na rowerze.
Ale że wpadasz Pan na pomysł, żeby tym odkryciem dzielić się ze światem? Zadziwiające.
tomek
11 czerwca 2018Śmiech to zdrowie 🙂
HUN
2 sierpnia 2019Dla ludzi którzy się pocą podczas jazdy, powinni kupić sobie podkoszulek zwany potówką 50 zł w Decathlonie. Najlepiej żeby wyglądała jak siatka do łowienia ryb. Mam porządną potówkę za 100 zł norweskiej firmy plecy mam zawsze suche, niestety problemem u mnie jest teraz spocona twarz 🙂
Robert
29 kwietnia 2020Bardzo przyjemnie czyta się ten wpis podobnie zresztą jak pozostałe, podziwiam pański lifestyle i umiejętność nienachalnego działania się nim. Powodzenia!